czwartek, 14 grudnia 2017

Kiedy jesień miesza się z zimą

Patrząc za okno popołudniu, wydawać by się mogło, że mój poranny trening miał miejsce w zupełnie innym miejscu i zupełnie innym czasie... Deszcz padający na przemian ze śniegiem, plucha i zawierucha pozostawiły tylko mgliste wspomnienie o słonecznym poranku.

Na te długie wybiegania zawsze kusi mnie las, a jak jeszcze przyświeca słońce, a na drodze leży ponocny śnieżek, to nawet ryzyko ugrzęźnięcia w błocie jestem w stanie ponieść 😉 Ciepła zima nie pozostawia jednak złudzeń - błoto musi być! Ale jak się okazało, nie tylko mnie ono nie zniechęca - podążałam śladami jakiegoś biegacza 😃 Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się który kilometr robił w tym miejscu? Czy był tak samo zasapany jak ja? Ile ma ich zaplanowanych? Kim jest? 



Jak zaczynałam moją biegową przygodę, strasznie denerwowały mnie takie błotniste miejsca w lesie, bo musiałam zwolnić, przejść do marszu, a przez to międzyczas na kilometrze był o wiele gorszy. I zawsze miałam poczucie, że przez to trening jest mniej efektywny, a ja robię mniejsze postępy. Co za bzdura nowicjusza! 😂 Teraz takie "przeprawy" są po prostu okazją do złapania oddechu, uspokojenia tętna i taką drobną biegową przygodą zarazem. Natomiast od kiedy zaczęłam biegać 15km i więcej, niezmiernie cenię "gorsze" międzyczasy - spokojne, powolne, długie wybieganie daje wiele możliwości...



A samopoczucie po takim obcowaniu z samym sobą, w rytm własnego oddechu jest mniej więcej takie:

Także polecam! 😁

Podsumowując - 15,09 km zrobione, zatem 16 zł na konto fundacyjnej skarbonki poszło! 😎



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz