piątek, 23 marca 2018

Przeminęło z wirusem...

Nie taki wpis chciałam dzisiaj uskutecznić, nie taki miałam plan i w ogóle nie tak to wszystko miało wyglądać...

Po chwalebnych 29 "kaemach" nadszedł czas, którego najbardziej obawiałam się podejmując decyzję o maratońskim debiucie na wiosnę... Czas obezwładniającego wirusa 😷

Przez prawie 4 miesiące intensywnych przygotowań przytrafiła mi się w zasadzie tylko jedna niegroźna infekcja po drodze, którą szczęśliwie udało mi się zaleczyć nie zaniedbując specjalnie treningów. Wirus, którego prawdopodobnie przytargał z przedszkola "Najmłodszy", wykluczył mnie z treningów na cały bieżący tydzień (mam nadzieję, że nie na dłużej!) i zaprzepaścił pierwszy start w tym roku, który miał się odbyć w najbliższą niedzielę... 

W sobotę dzieciaki były trochę niewyraźne, ale jak to dzieciaki - niewyraźność trwała przez 2 godziny, ale jak znalazły dobrą zabawę, to znów zaczęły być wyraźne. Nie minęły jednak trzy dni, jak ta niewyraźność przeszła na mnie i sprawiła, że nie tylko byłam niewyraźna - ja przestałam być w ogóle widzialna!

Po tym ostatnim czwartkowym ambitnym kilometrażu miałam już rozplanowany cały tydzień:
  • sobota: 4-5 km dla rozruszania mięśni
  • niedziela: totalny odpoczynek
  • poniedziałek: joga
  • wtorek: lekkie 12-13 km
  • środa: zumba
  • czwartek: lekka dycha w towarzystwie
  • piątek: joga
  • sobota: relaks i regeneracja
  • niedziela: start w VI Olszak Półmaraton

 Tymczasem los chciał dla mnie zupełnie inaczej:
  • sobota - poniedziałek: zgodnie z planem
  • wtorek: pobudka o 6 wskok w biegowy ciuch, ale w głowie jakoś tak się kręci, córa do szkoły wyszykowana, ale jakoś tak mi sił zaczyna brakować, odpuszczę, pobiegam w środę...
  • środa: gorączka, dreszcze, ból wszystkiego
  • czwartek: słabość ogólna
  • piątek: idzie ku lepszemu, ale kaszel męczy i gil zalega
  • sobota - niedziela: półmaraton? beze mnie... 😭

I tak mi żal strasznie, bo to miał być pierwszy start w tym roku... bo z dobrymi znajomymi na starcie... bo kameralny bieg... bo sprawdzian przed maratonem... jednak zdrowie ważniejsze... no i ten na prawdę ważny strat dopiero przede mną...

Tego Olszaka jakoś odżałuję, nie stresuję się tym, co mnie jednak bardziej niepokoi, to fakt, że na miesiąc przed maratonem mam tydzień totalnej przerwy, kompletnego zalegania i nicnierobienia 😱 Zostało 29 dni do startu, a ja muszę zacząć przyszły tydzień łagodnymi treningami, a czasu na mocniejsze i dłuższe zostało już niewiele...

Chociaż z drugiej strony to sobie myślę, że może dobrze się stało? Może właśnie to będzie moja strategia na maratony? (jeśli jeszcze kiedyś jakiś zaplanuję 😂) Może taki tydzień przerwy na miesiąc przed startem to właśnie okaże się strzałem w dziesiątkę? W sumie dopiero teraz przestało mnie cokolwiek boleć po ostatnim długim wybieganiu 😂

ACH! No i co najważniejsze - dzięki nie startowaniu w niedzielę, nie muszę się stresować zmianą czasu, przez którą w zeszłorocznym debiucie półmaratońskim w ogóle mało co spałam przed startem 😉 Tak, zdecydowanie w każdej beznadziejnej sytuacji da się znaleźć jakiś plusik 👍


Zalegam, czy nie o skarbonkę zadbać trzeba - pobiec 21 km nie pobiegnę w niedzielę, ale należne złotówki do skarbonki dorzuciłam 😌👍

czwartek, 15 marca 2018

13 km do maratonu

Tą trasę zaplanowałam sobie na samym początku mojej maratońskiej drogi - idealna pętla na długie wybieganie. Dzisiaj podjęłam decyzję o jej przebyciu, zastanawiałam się tylko czy podołam? Bo ilości kilometrów to ja do końca pewna nie byłam 😂

No ale powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B - żele, picie, chusteczki, jakieś drobne, audiobook (przede mną życiorysy Zofii Potockiej, Marii I Stuart, Elżbiety I i Katarzyny II - zapowiadają się dobre kilometry 😁 ), zegarek i lecę!

Zaplanowanej trasie podołałam, ale już jej więcej nie pokonam! Od 4-ego do 12-ego kilometra to prosty odcinek prowadzący wzdłuż krajowej drogi... Nie to, że mi ruch samochodowy przeszkadzał - ładną, wybrukowaną ścieżką pieszo - rowerową się poruszałam, ale droga prowadziła przez pola - wygwizdowie totalne, wieje i do tego nie ma na czym oka zawiesić 😖 może jakby pogoda bardziej sprzyjająca była...
Tam zmierzam!
Po takim prostym i dość nudnym odcinku, zbliżanie się do krzyżówki, na której dane mi było skręcić w lewo, było niemalże tak ekscytującym doznaniem jak nowy odcinek "Gry o tron", a przynajmniej z równą niecierpliwością wyczekiwanym 😂

Na odcinku "po skręcie" (12-15 km) nawet spotkałam żywe dusze - biegaczkę (ciekawe ile miała w nogach?) i kolarza - ten wyglądał dość profesjonalnie i żeby było zabawniej, spotkałam go podczas treningu raz jeszcze - na moim 24-tym kilometrze 😀 Chyba też robił jakąś pętlę, tylko w drugą stronę.

Szczęśliwie krajobraz zmienił się diametralnie, bo oto dobiegłam do obszaru chronionego:


...i miejsca moich zaślubin - Klasztor w Woźnikach 😎

Tam, bardzo serdecznie i życzliwie przywitały mnie dwa psiaki - pewnie licząc na jakiś przysmak, niestety myślę, że żelem energetycznym o smaku cytrynowym tylko bym je rozczarowała 😂 Mimo to przez kolejne 4 km miałam towarzystwo.


Bieganie po czymś takim wymaga nie lada skupienia...
Zaczął mnie dopadać głód... Na szczęście okolice 20 km to niewielka miejscowość, a w niej sklepik spożywczy 👍 Dobrze, że wzięłam drobne - jeszcze nigdy banan nie był aż tak pyszny 😁 Po tej przerwie zaczęło się robić ciężko, a świadomość oddalenia od domu nie napawała optymizmem 😫

Ja wiem, że maraton to 42 km... Ja to doskonale wiem, ale chyba sobie jeszcze tak do końca nie zdaję sprawy z długości tego dystansu. Naśmiewam się z doskonałych obrazków "wkurw_team'u" na FB, wyobrażam sobie jak to zjem i wypiję WSZYSTKO jak już dobiegnę do mety, wyobrażam sobie sam moment przebiegania przez metę, ba! nawet wyobrażam sobie emocje, które będą mi wtedy towarzyszyć. Jedno czego sobie nie umiem wyobrazić, to to czego będzie mi dane doświadczyć po 30-tym kilometrze, kiedy to (jak wszyscy zgodnie mówią, przyznają, ostrzegają) dopiero zaczyna się maraton...

Dzisiaj przebiegłam 29,11 km, do mety maratonu zostało mi raptem 13 km... Niby tylko, ale aż. Ponoć walka zaczyna się właśnie dopiero wtedy kiedy ja już dotarłam do domu. Ja wiem jak walczyłam dzisiaj po kilometrze 23-im 😂 i na prawdę nie jestem w stanie wyobrazić sobie co się dzieje dalej... to z czego sobie jednak zdaję sprawę, to że z każdym kolejnym kilometrem na pewno nie jest łatwiej 😉

Tak wyglądałam dzisiaj, nie mam złudzeń - po maratonie to chyba przestanę wyglądać 😂
Stan na godzinę 20:28 - boli mnie spojenie łonowe (że co?!?!), lewe kolano, krzyże, stopy... ale 29,11 km przebiegłam, 30 zł do skarbonki dorzuciłam i do tego wszystkiego po raz pierwszy nadałam samodzielnie paczkę w paczkomacie - tyle wygrać!! 😁

A jakby ktoś jeszcze dorzucił się do skarbonki dla Fundacji RakOFF, to byłby już na prawdę najbardziej udany marcowy dzień 👍😎

https://www.siepomaga.pl/owm2018
Ty też możesz kliknąć i dorzucić coś od siebie! 😉



piątek, 9 marca 2018

Pobiegnięcie i odcięcie

Długie wybieganie dzień po górkach nie jest dobrym pomysłem... Dzisiejsze 20 km ścięło mnie z nóg niemalże dosłownie. Postanowiłam się wybiegać z rana i tym samym podpiąć pod ekipę również przygotowującą się do maratonu.

Spotkaliśmy się niedaleko mojego miejsca zamieszkania i razem ruszyliśmy w las. Zrobiliśmy 13 km w tempie poniżej 6 min / km, w tym jeszcze 4 przebieżki... Potem towarzystwo rozbiegło się do domu, bo dłuższe kilometry planują na niedzielę, kiedy to ja z dzieciaczkami w domu siedzę, a ja ruszyłam dalej w trasę. Pomyślałam sobie, że pociągnę do 20 km w tempie 6:20 / 6:30.. tia... wiatr i siły zweryfikowały moje plany na 6:40 😂 Ostatnie 2 kilometry to już była wyłącznie walka z "wmordewindem".

Po 20,22 km dotarłam do domu i mnie odcięło... Gorący prysznic był zbawienny, ale nie pomógł. Siedzę teraz przy kompie i zbieram się w sobie, bo jeszcze paczki na wysyłkę czekają do ogarnięcia, a ja boję się na nogi stanąć 😂

Jakby jednak nie było, kilometry już wybiegane, 21 zł do skarbonki poleciało, a przede mną dwa dni regeneracji.
Tak wyglądałam jak sobie uświadomiłam jak bardzo bolą mnie nogi ;)
Co mi jednak energii trochę po przyjściu do domu dodało, to fakt, że dotarła moja maratońska koszulka 😁 Na razie uchylę tylko rąbka tajemnicy, całość poznacie w dniu maratonu 😉


czwartek, 8 marca 2018

Wielki powrót błota

Z okazji Dnia Kobiet zafundowałam sobie dzisiaj - pracę zarobkową konieczną do wykonania, 1 pralkę prania, zakupy spożywcze, jednodaniowy obiad do ugotowania, 1 zmywarkę do rozpakowania i 1 do załadowania, odbiór dzieci ze szkoły i przedszkola, dopilnowanie odrobienia lekcji w między czasie gotowania obiadu itd. A dla mnie? A no tak! Dla siebie 13 km po błocie, 2 partyjki planszówek i słodkości... zdecydowanie za dużo słodkości 😉

Wychodzi na to, że od ostatniej niedzieli biegam wyłącznie towarzysko 😁 Niedzielny poranek to wybieganie z Grodziskim Klubem Biegacza i 18,5 km po górkach w doborowym towarzystwie. Wtorek to 13,5 km w towarzystwie nowo poznanej towarzyszki (nie)doli maratońskiej 👍 Z kolei dzisiaj po okolicznych górkach przeciągnęłam Przema, z którym ostatni raz biegałam po bieżni w Sierakowie jakieś 14 lat temu (!!!!), podczas studenckiego obozu sportowego, w czasach kiedy bieganie było formą aktywności, której podejmowałam się jak już na prawdę nie miałam innego wyjścia, a w Sierakowie nie miałam... 😉

Dzisiaj jednak obydwoje z jednakową chęcią i zapałem wybiegliśmy na leśne ścieżki. Wczorajsza aura (deszcz, śnieg i deszcz ze śniegiem) początkowo poddawała w wątpliwość naszą dzisiejszą przebieżkę, a żal by było, bo Przemo z daleka specjalnie na górki przyjechał. Na szczęście pogoda okazała się łaskawa, momentami nawet przeświecało słońce!

O łaskawości nie można jednak powiedzieć wspominając o jakości leśnych dróg... Dodatnia temperatura i ostatnie opady sprawiły, że las to jedno wielkie błoto. Wydawać by się mogło, że na górkach tak źle nie będzie, no bo w końcu woda z góry spływa i na górze to sucho powinno być... Tak, jasne! Na górkach to dopiero trzeba było uważać! Mokre liście, mech i błoto doprowadziły do niejednego poślizgu, gleby na szczęście udało nam się uniknąć.
 
Pomimo niesprzyjających warunków drogowych zdobyliśmy Mount Grodzisk, a po błocie wybiegaliśmy w sumie 13,02 km (wg mojego pomiaru) lub 13,43 km wg pomiaru Przema 😕

Dobrze czasami pobiegać z kimś "obcym" po "swoich" lasach, żeby uświadomić sobie jakie ma się szczęście mając takie tereny pod nosem. Nie raz usłyszałam dzisiaj słowa zachwytu, nawet na widok spektakularnego podbiegu w okolicach Góry Grodziskiej 😉 No i trudno się nie zgodzić, prawdą jest, że można by biegać każdego dnia przez miesiąc i codziennie wybierać inną trasę 💚

Kilometry wybiegane, buty pobrudzone, dziury w skarpetkach zrobione, obtarcie na śródstopiu złapane, zatem czas na regenerację przed jutrzejszym większym kilometrażem 👍 Muszę się z treningami w tygodniu zmieścić, bo weekend obiecałam już dzieciakom 😍



piątek, 2 marca 2018

Bezsensowna przecinka i gleba, której nie było

Jak patrzę na zdjęcia z dzisiejszego wybiegania, to widzę wiosnę! Słoneczko, błękitne niebo, resztki śniegu - normalnie cud, miód! Ale potem przyglądam się im bliżej... i widzę czapkę, a na niej opaskę, na rękach rękawiczki, a pod nimi drugie rękawiczki, ciepły komin na szyi, wysokie, grube skarpety na nogach 😵 I przypominam sobie, że jak wychodziłam to było -9, a jak obok podmokłego lasku przebiegałam, to nie bałam się tam wejść, bo cała woda zmrożona:


 Także mimo, iż w kalendarzu już marzec, to jednak nadal jeszcze zimę mamy 😕 Swoje wybiegać jednak trzeba. Założyłam zatem na siebie 17 sztuk odzieży w sumie 😲 i ruszyłam w las. Zamiast dobrze obiegać nowo poznane szlaki, oczywiście znowu mnie podkusiło, żeby znaleźć sobie jakąś nową trasę... Dróżka zapowiadała się malowniczo i sympatycznie:

...jednak z ładnej, rzadko uczęszczanej drogi między starym drzewostanem, zamieniła się w "tylko raz przebytą przez jakiegoś harvestera" przecinkę, usłaną połamanymi gałęziami, wystającymi pniami, dziurami i nie wiadomo czym jeszcze:

Jeszcze, żeby ta droga miała jakiś sens, to znaczy, żeby była jakimś skrótem, do innej znanej mi drogi, albo kończyła się nagle przy jakimś magicznym miejscu z ukrytym skarbem.. to nie! Ta przecinka i przebiegnięcie się nią, nie miało absolutnie żadnego sensu 😂

Kilka razy później kusiło mnie jeszcze, żeby w jakąś taką mniej uczęszczaną drogę wbiec, wtedy przypominałam sobie o tej przecince i pokusa mijała 😉 Tak mi nogi chyba zmęczyła ta pomyłka, że na 17 km po raz pierwszy prawie wywinęłam orła... Biegnąc znaną, w miarę gładką, prostą drogą nagle moja prawa noga (to ta przebiegła skubana!) postanowiła się zatrzymać, gdy lewa, jak i cała reszta ciała chciała biec dalej 😂 Nie mam pojęcia jak to się stało, że się z tego wybroniłam! W momencie "wyratowania się" twarz była już raptem jakieś 20 cm od ziemi, a ręce prawie się o nią oparły. To jest chyba znak, że powinnam się zabrać za skipy... Dla niewtajemniczonych - to takie ćwiczenia, które przy regularnym ich wykonywaniu sprawiają, że biegając wyżej podnosisz nogi 😉.

Udało się szczęśliwie dobiec w jednym, niepowykręcanym kawałku do domu, z 20 kilometrami w nogach 👍 Zasiliłam więc fundacyjną skarbonkę, wystukałam powyższy tekst i udaję się na regenerację 😎


czwartek, 1 marca 2018

Podsumowanie lutego

Za nami najkrótszy miesiąc w roku. Paradoksalnie, dla mnie okazał się najintensywniejszym miesiącem na całej mojej dotychczasowej biegowej drodze 😁

  • wybiegałam w sumie 193,2 km (dotychczasowy rekord miesięczny to 167,1 km z grudnia)
W terenie...

  • z powyższego kilometrażu 48,7 km zrobiłam na bieżni (tu styczeń był bardziej rekordowy - 61,96 km!!)
...i na bieżni

  • po raz pierwszy przebiegłam dystans zahaczający o drugą połowę maratonu - 26,01 km 👍
  • z zaplanowanych 16-tu treningów wypadł mi TYLKO 1!
  • po raz pierwszy biegałam przy -12 stopniach 😲 
  • spaliłam 17 272 kcal (w tym też na zumbie) 💥
  • na aktywność fizyczną przeznaczyłam 26h 34min 44s lutego

I co najważniejsze - w fundacyjnej skarbonce przybyły dodatkowe 104 zł 👍😍


Jakby ktoś miał możliwość i chęć dołożenia czegoś od siebie do tej kwoty zapraszam poniżej 😊

https://www.siepomaga.pl/owm2018
Plan na marzec:

  • dalej nie dać się żadnej kontuzji
  • odganiać choróbska maści wszelkiej
  • pierwszy tegoroczny start (Olszak Półmaraton 25.03)
  • zaliczyć 30-sto kilometrowe rozbieganie (i nie paść trupem po 😂 )
  • wiosennie pożegnać bieżnię (czyt. ani razu na niej nie zawitać! 😁 )
  • i wiele innych niekoniecznie biegowych 😉