czwartek, 30 listopada 2017

Trasą GWiNTa

Przynależność do Klubu zobowiązuje, a że Klub podjął się organizacji Ultracrossu GWiNT w 2018 roku, to trzeba zająć się wyznaczaniem tras. I tak w towarzystwie Basi przyszło mi przebiec prawie 13,5 km po okolicznych górkach, błotach i duktach leśnych.

Szczerze mówiąc trochę się obawiałam... Ja to biegam niespełna dwa lata, a Basia to zawodniczka z doświadczeniem, niejednego mini GWiNTa (55km) ma już na swoim koncie. Tempo na szczęście okazało się spokojne, aczkolwiek podczas gdy ja dyszałam jak lokomotywa, Basia mogła spokojnie prowadzić pełnozdaniową konwersację ;) dobrze, że na krzyżówkach były postoje w celu zastanowienia się nad trasą :)


Tym treningiem zaczynam swoją zbiórkę dla Fundacji RAK OFF (szczegóły na jej temat znajdziesz TUTAJ). Zatem na dobry początek 30 zł + 14 zł za dzisiejsze kilometry (zaokrąglam zawsze w górę).

sobota, 11 listopada 2017

I ROSbieg Niepodległości

11.11.2017 rozczarowana zeszłorocznym Biegiem Niepodległości w Poznaniu postanowiłam spróbować swoich sił na bardziej kameralnej imprezie.

Padło na debiutującą w tym roku Rokietnicę i 10-cio kilometrowy I ROSbieg Niepodległości. Pogoda co prawda nie zachęcała - od rana dość mocno wiało, ale na starcie stanęło 251 zawodników gotowych do zawalczenia o życiówki.

Rozgrzewka w formie Zumby (taka mogłaby być na każdych zawodach!! :D ) sprawiła, że o chłodzie skutecznie zapomniałam. Przed startem odbyło się jeszcze uroczyste odśpiewanie hymnu narodowego, po czym ustawiliśmy się w szyku bojowym i ruszyliśmy. Trasa stanowiła jedną pętlę wiodącą w przeważającej części przez osiedla mieszkaniowe na obrzeżach Rokietnicy. Pierwsze dwa kilometry dałam się porwać tłumowi i z tempem zeszłam poniżej 5:00, póki co czułam się doskonale! No ale nic nie trwa wiecznie, zwłaszcza jak się biegnie w takim tempie.

Około 3-4 km (już?!) poczułam jak zaczyna mi odcinać energię w nogach... Do tego doszedł deszcz i wiatr wiejący to w twarz, to w plecy, to z ukosa... Przecież to nie tak miało wyglądać! Ja tu przyjechałam walczyć o życiówkę! Pomimo łatwej trasy, druga połowa dystansu była  dla mnie walką... ostatnie dwa kilometry chciałam już zupełnie odpuścić i po prostu domaszerować do mety. Na szczęście głowa wzięła górę nad fizycznością i mając w pamięci pierwsze dwa kilometry stwierdziłam, że mam jeszcze szansę na życiówkę. Spięłam się i rura!

 Na metę wbiegłam w blasku promieni słonecznych (tak! wyszło słońce!) z czasem 52:32 poprawiając swój wynik na 10 km o całe 43 sekundy :D