czwartek, 26 kwietnia 2018

A myślałam, że będzie nudno...

Dzisiejsze postanowienie - zrobić kilometrów "naście", a ile? A to od chęci i sił w trakcie zależy. No ale nie sądziłam, że aż taki wpływ na urozmaicenie, kilometraż i tempo będzie miała pogoda! 💨💦

Patrzę za okno - słońce, trochę chmur, a pranie wstawię, na dworze powieszę, szybko wyschnie. Dwie pralki zrobione, powieszone, to czas na bieganko. Troszku zimno na początku, ale przecież się rozgrzeję. Niepokoiła mnie trochę szara chmura na horyzoncie i dość odczuwalna wilgoć w powietrzu (no bo pranie schnie), ale sobie myślę, że może przejdzie bokiem.


Z uśmiechem na ustach, optymizmem w głowie i słońcem w tle biegnę przed siebie. Nie minęło 15 minut, a wspomniana wcześniej szara chmura, dopadła mnie bezlitośnie... myślę sobie - 6km od domu jestem, to może pranie jednak dalej schnie...


10 potwornie mokrych minut później wychodzi słońce, a po ulewie zostają tylko małe strumyki na leśnej ścieżce:

Kolejne kilometry mijają w towarzystwie mokrego asfaltu, parującego (tak! parującego! 😁 ) lasu i słońca. Aż do kilometra 13-ego... Wtedy to za moimi plecami zaczęła zbliżać się nie szara, ale iście granatowa chmura! To nawet nie była chmura, całe niebo za mną zrobiło się granatowe i złowieszczo "mruczało" burzą...

Kiedyś burzy bałam się bardzo. Z wiekiem zaczęłam sobie ten lęk racjonalizować, a gdy pojawiły się dzieci i dla nich musiałam stać się dzielna, oswoiłam burzę zupełnie i teraz to nawet ją lubię - uwielbiam oglądać błyskawice! W zaciszu własnego domu oczywiście 😂 no ale tutaj byłam w lesie, do domu jeszcze jakieś 2,5km... Nie powiem, ale zaczęłam czuć lekki niepokój, tym bardziej, że to granatowe niebo niepokojąco szybko przemieszczało się nade mnie... i oczywiście dopadło - z mocą głośnych grzmotów, ulewy i gradobicia! 

Efekt? A no taki:


Pomimo zabójczego (jak dla mnie 😂 ) tempa, do domu dotarłam cała przemoczona, ale w sumie usatysfakcjonowana, bo te 1,5h było tak urozmaicone, że w zasadzie słuchany przy okazji audiobook nie był mi potrzebny.

Powrót do treningów po chorobie okazuje się szybszy niż myślałam - dzisiaj biegło mi się lekko i przyjemnie - tak, mimo wszystko tak właśnie mi się biegło 😎 a może właśnie dzięki tym warunkom?

A pranie? No cóż... 😂

Melduję zatem 14,79km i 15 zł dorzucone do skarbonki 👌

A na koniec tego całego pogodowego galimatiasu było właśnie tak! 😍

wtorek, 24 kwietnia 2018

Trener osobisty

Jak przystało na zaangażowanego biegacza, mam swojego trenera osobistego! 👌 Ba! Mam ich nawet trzech! 😁 

Pierwszy, ten najważniejszy nazywa się "Endek". Wytycza mi biegowy plan treningowy, skrupulatnie notuje wszystkie moje treningi (nie tylko biegowe) i co jakiś czas sprawdza moją kondycję... No właśnie, to są momenty, których szczerze nie znoszę. Jak "Endek" sprawdza moją kondycję? A no co jakiś czas zaleca wykonanie testu Coopera. Dla niewtajemniczonych - chodzi o to ile jesteś w stanie przebiec na pełnym gazie w ciągu 12 minut. Niby tylko 12 minut... ale na pełnym gazie! Umieram za każdym razem jak już dobiegnę do końca... Dlatego też nie zawsze jestem uczciwa 😎 I tak dzisiaj, owszem pobiegłam szybciej niż zazwyczaj, ale nie tak, żeby się zajechać. Efekt? "Endek" zalecił mi jakieś kosmicznie powolne tempo na kolejne treningi - 7:38 min / km 😂


Następnym razem chyba się bardziej postaram 😉

Drugim trenerem osobistym (ten to tak na ćwierć etatu można powiedzieć) jest "Apek". Dzięki grypie wrócił do łask po rocznym urlopie. Zajmuje się moimi mięśniami, a konkretnie ich wzmocnieniem. Łaskawy jest, bo pozwala mi wybrać poziom trudności, potem już sam mówi kiedy, ile i czego robić. Ba! Nawet daje instrukcje wizualne i tekstowe jak wykonywać poszczególne ćwiczenia. Mam nadzieję, że walnie przyczyni się do pokonania 42 km 30.09.2018.



Aktualnie jesteśmy na etapie brzuchów i ramion. O ile brzuchy wychodzą mi pod jego dyktando całkiem nieźle, o tyle praca nad ramionami jest totalną porażką... Słabeuszem raczej nie jestem, słoik potrafię sama odkręcić, nie boję się dźwigać wiader pełnych wody, czy ciężkich worków z karmą dla psa, ale no pompek robić nie umiem 😢 wygląda to pokracznie, a po pierwszej przestaje mi to w ogóle wychodzić... Ale brzuchy, deski i inne im podobne lubię 😌


W tym miejscu pojawia się mój trzeci trener osobisty - Mela. Ten jest wyjątkowo bytem fizycznym 😍 Co robi? Jak wspiera? Ano nie wspiera! Raczej utrudnia i sprawia, że trening wchodzi na wyższy poziom trudności 😂


Ale po solidnie przepracowanych ćwiczeniach, zadba o dodatkowy masaż pleców 😎



A jak trenerzy spisali się dzisiaj? Trening zaplanowany przez "Endka" trochę oszukałam, ale przynajmniej skrupulatnie zanotował, że przed testem zrobiłam 20 km na rowerze (a tego w planie nie było, więc docenić inwencję powinien 😉). Chciałam przetestować tzw. "zakładkę" rower / bieg (tak, tak za miesiąc triathlon w Sierakowie) - powiem jedno - lekko nie jest... "Apek" z kolei dał wycisk i namówił mnie na 90 brzuchów w sumie 😨 a na dokładkę 15 pompek i 125s planka (40s na jednym boku, 40s na drugim boku i 45s normalnego). A Mela? Mela skakała dookoła podgryzając to ręce, to nogi - chyba niedokładnie ćwiczyłam 😂


Teraz czas na regenerację, bo mam w planach jakieś "naście" kilometrów na kolejnym treningu biegowym 👍

piątek, 20 kwietnia 2018

A miało być tak pięknie... ależ jest! :D

Zacznę od rzeczy najważniejszych 👍💕

Primo - skarbonka dla Michała jest już nieaktywna. Na zbiórce głównej została zebrana już cała potrzebna kwota !! 👍😀 Moja inicjatywa nie przyczyniła się co prawda znacznie, powiedziałabym wręcz, że raczej bardzo skromnie, ale cieszę się, że w ogóle 😌

Secundo - dla kogoś pieniążki zbierać chcę dalej! Zatem powracam do gromadzenia funduszy na rzecz Fundacji Rak Off. Aktywna skarbonka znajduje się po prawej stronie, jak i w linku poniżej. Na razie droga do Półmaratonu Wrocławskiego, a następnie wyboista i trudna przeprawa "domaratońska" (30.09.2018) - każdy kilometr z najdłuższego biegu w tygodniu zamieniam na złotówkę i wrzucam do skarbonki 👍😎

https://www.siepomaga.pl/mileniutki-dla-rakoff
https://www.siepomaga.pl/mileniutki-dla-rakoff

A propos maratonu... Orlen Warsaw Marathon na chwilę zaprzepaścił moją pracę nad własnym żalem i smutkiem przesyłając mi w środę tego oto smsa:


😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭

Dobra! Dobra! Koniec mazgania! Trening sam się nie zrobi!

Tak jak 4,5 miesiąca temu, tak i dzisiaj trening sponsorował wulkanizator 😁 Autko do warsztatu na zmianę opon (tak wiem, rychło w czas 😂 ), a ja na pieszo - rowerową ścieżkę dreptać kaemy 👍

Poprzednio aura, jak i ja byłyśmy zgoła odmienne:


I tak się zaczęłam zastanawiać, jaką w zasadzie wolę pogodę do biegania? No bo w sumie lepiej jak jest chłodno - tętno niższe, zadyszka mniejsza, bidonu targać ze sobą nie trzeba... Upał z kolei (tak, dzisiaj był już upał) strasznie daje w kość i okulary się na pocie po nosie ślizgają... Jednakże, do treningu w warunkach mżawkowo - zimnych trzeba się wewnętrznie przekonywać - "ta szaroburość nie jest wcale taka szaro-bura". Druga sprawa - odzienie wierzchnie - jedna warstwa, druga warstwa, szalik, czapka, rękawiczki - weź to człowieku ogarnij! Samo ubieranie się wykańcza zanim jeszcze na trening właściwy wyjdę 😂 W upale zaś warstewek jak na lekarstwo, a czapeczka tylko z daszkiem. I słoneczko! Czy w takich warunkach trzeba się jakoś specjalnie zmagać z samym z sobą "wyjść czy nie?". No pewnie, że wyjść! 😎

Mam tę moc!
I tak człapałam przed siebie - powrót po 5 tygodniach jest dość trudny, zatem nazwę to raczej człapaniem niż bieganiem 😂 - aż przede mną pojawił się podbieg! A co powinien robić biegacz jak widzi podbieg? Za... przyspieszyć! 


Zdjęcia podbiegów są zawsze bardziej łaskawe niż rzeczywistość 😉 Natomiast wykresy z TomToma są w takich przypadkach zawsze bezlitosne 😂


Jakie jest dalsze postępowanie z podbiegami? Gdy już droga osiągnie moment, w którym przestaje się dalej wznosić - zatrzymujesz się (lub tylko zwalniasz jeśli jesteś hardcorem), sprawdzasz, czy żyjesz, przeganiasz mroczki sprzed oczu i starasz się zacząć oddychać. Następnie spokojnie zaczynasz zbiegać, a gdy tylko znajdziesz ławkę - odpoczywasz:

Twoje ciało i nogi są Ci wdzięczne 😌
Po tym niespodziewanym incydencie, który zafundowałam swoim nogom, na kolejnych 7 km dałam im odpocząć niespiesznym człapaniem zamykając kilometraż na 12,18 km. Jeszcze 2 miesiące temu praktycznie co tydzień robiłam trening na dystansie półmaratonu, a dzisiaj i tak cieszy mnie marne 12 kaemów 😎 Tym samym otworzyłam fundacyjną skarbonkę 👍 również Ciebie zachęcam do jej wsparcia 😊


piątek, 13 kwietnia 2018

Powrót do żywych! :D

Powrót do biegania po 5-ciu tygodniach "nicnierobienia" jest prawie jak zaczynanie biegania w ogóle! Od czasu jak zaczęłam biegać to jest pierwsza tak długa przerwa. Oczywiście były jakieś w między czasie, ale nigdy 5 tygodni i nigdy nie było tak, że gdy nie biegam, to nie robię nic zastępczego, a prawda jest taka, że drugą połowę marca i pierwszą kwietnia przesiedziałam na kanapie 😖

Oczywiście nie jest tak, że dzisiaj nagle zerwałam się z fotela i ruszyłam do lasu. Zaczęłam powoli tydzień temu od rowerów z dzieciakami, potem wprowadziłam ćwiczenia w domu i jogę. W środę przetuptałam 2,5 km po oddaniu samochodu na myjnię, no a dzisiaj już wyszłam pobiegać 😎

Wychodząc na trening (trochę duże słowo jak na zaliczone tempo i dystans 😂 ) zastanawiałam się po jakiej odległości będę miała dość... Chciałabym zrobić 5 km (wiadomo na początku nie należy przesadzać z odległością 😂 ), ale czy podołam?


Okazuje się jednak, że ciało pamięta! 6 km przebiegłam bez większego problemu, myślę, że i dyszkę byłabym w stanie pokonać, ale chcę, żeby powrót był stopniowy, łagodny i nie skończył się zbyt szybkim przeciążeniem i ponownym wykluczeniem z treningów.

Na ostatnim przedgrypowym treningu aura była wietrzna i bardziej zimowa niż wiosenna, a dzisiaj? Dzisiaj pokusiłabym się o stwierdzenie, że mamy lato!



Ostatnim razem jak przebiegałam dzisiejszą trasą, to mój ulubiony podmokły zagajnik był jeszcze totalnie skuty lodem i pokryty śniegiem! Dzisiaj już bym tam suchą nogą nie przeszła 😉

Jako, że wybieganie krótkie, to w domu jeszcze trochę czasu poświęciłam wygibasom na macie. Jogin ze mnie żaden, proszę więc absolutnie nie traktować poniższych zdjęć instruktażowo 😂 Ponoć to jednak dobre dla biegaczy, więc się poświęcam... Może kiedyś polubię 😂


Gdyby nie przebrzydła grypa, za tydzień dopadałaby mnie już przedmaratońska biegunka... Los chciał jednak inaczej... Ale! W każdej sytuacji staram się szukać pozytywów. W sumie mogę podziękować tej grypie, dzięki niej mam więcej czasu na maratoński trening - nie tylko ten biegowy (deska, brzuchy, ramiona, joga - wszystko już wdrożone, wystarczy to pociągnąć), dowiem się co się dzieje po 30-ym km od maratońskich debiutantek, z którymi sama miałam debiutować, rozbiegam się wcześniej na krótszych zawodach. No i trenując latem mam nadzieję uniknąć wrześniowej infekcji 😷

No tak... Pobiegane, poćwiczone, zaplanowane, ale co ze skarbonką? Powrót do aktywnych żywych oznacza też powrót do zbierania pieniążków 👍😊 Chciałam znowu założyć skarbonkę dla Fundacji RAK OFF, ale natknęłam się na informację, że jeden z podopiecznych tejże Fundacji pilnie potrzebuje wsparcia. Z doświadczenia wiem, że łatwiej sięgnąć do własnego portfela, gdy za zbiórką kryje się ludzka historia. Dlatego też, przez najbliższe dwa miesiące, czyli całą drogę do półmaratonu wrocławskiego, będę swoje bieganie dedykować właśnie Michałowi i to właśnie dla niego założyłam skarbonkę. Liczę również na Twoje wsparcie 👍



Ja już zaczęłam! 😎


poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Niech mnie ktoś "ojoja"!

Niecnym wirusem okazała się niestety grypa... Paskudztwo położyło mnie do łóżka prawie na tydzień, a sił odebrało na znacznie dłużej 😓 Sprawa jest o tyle przykra, że nie biegam już ponad dwa tygodnie... Nie tylko nie biegam, ale nie uskuteczniam absolutnie żadnej aktywności fizycznej...

Endomondo przekazuje całą prawdę o mojej formie...

Forma pikuje w dół, psyche siada, a wizyta u lekarza odbiera resztki nadziei - "Maraton?! 4 tygodnie po pierwszych objawach grypy?! Niech Pani to sobie z głowy wybije! Grypa to 5 tygodni do całkowitego zaleczenia, wzmożona aktywność fizyczna w tym czasie może grozić poważnymi powikłaniami z zapaleniem mięśnia sercowego na czele!" 💔

Można by powiedzieć, że może, ale nie musi, ale z drugiej strony, czy ja zawodowiec jestem? Czy mi ktoś za to płaci, żebym miała zdrowiem i życiem ryzykować? No nie... Przede wszystkim jestem mamą, nie mogę na siłę brać udziału w biegu, tylko dlatego, że miałam taki plan. Może i w dniu biegu bym się dobrze czuła, może i byłabym w stanie dociągnąć się do tej mety, tylko pytanie w imię czego? Założonego planu? A czy nie lepiej go zmienić i z nową energią podejść do tego dystansu trochę później? I odczekać, zaleczyć wirusa?

Przykro mi i smutno bardzo... Nie tak miało być, nie taki miałam plan... Nauczka na przyszłość - w kolejnym sezonie zaszczepić się na grypę i suplementować swoją odporność.

Gdy już pogodziłam się ze zmianą planów (bo przecież nie porzucę ich całkowicie!), zaczęłam układać sobie w głowie co dalej? Zaczęłam od przesunięcia terminu debiutu maratońskiego - 30.09.2018 😁

I tak sobie pomyślałam - więcej czasu na lepsze przygotowanie, więcej czasu na zbieranie pieniążków dla Fundacji, większa pewność zdrowia - no bo latem grypa nie grasuje, a świeże owoce i warzywa tylko wzmagają siłę i odporność! Chociaż łatwiej nie będzie - temperatury wyższe, a i czasu od lipca będę miała mniej, na pewno będę musiała się bardziej nagimnastykować, żeby w codzienność wplatać treningi, ale za to satysfakcja będzie większa 😁

Co do Fundacji -  w związku ze zmianą planów obecną skarbonkę zamknęłam, dobijając wcześniej do pełnej kwoty. Tym sposobem środki zostaną już przekazane do Fundacji, a ja jak tylko wrócę do treningów, założę nową skarbonkę 👍

Najtrudniej chyba pogodzić się z tym, że już dwa tygodnie nie biegam - póki co to nawet sił na to nie mam, bo spacer do toalety wiąże się z zadyszką... Gorzej, że z dnia na dzień czuję się coraz lepiej, ale biegać mi jeszcze przez dwa tygodnie nie wolno... a i zumba raczej nie wchodzi w grę 😢 Jak żyć?! No tak, że muszę się skupić na ćwiczeniach, które specjalnie tętna nie podnoszą, z tej okazji nabyłam taśmy do ćwiczeń:

i skupię się na jodze😉

A plany startowe? W zeszłym roku o tej porze miałam już za sobą zawody na 10 km, debiut półmaratoński i przygotowywałam się do Formozy (skromna, 5-cio kilometrowa poniewierka w błocie 😄 ). W tym roku pierwszym startem będzie skromna leśna 5-tka w moim powiecie, a niedługo po niej (jeśli wszystko uda się ze sobą zgrać) debiut w triathlonie na dystansie 1/8 Ironmana - dystans skromny, ale na debiut w sam raz 😊 Czerwiec to Nocny Półmaraton Wrocławski i póki co na nim skupię swoje bieganie:


Przebiegnę i biorę się za przygotowanie maratońskie - gdzieś między dzieci, męża, pracę jedną, drugą i dom będę musiała wcisnąć te treningi 😉