Obawiałam się tego dnia prawie w tym samym stopniu co samego
półmaratonu. Dzień po… emocje robią powoli miejsce odczuciom stricte cielesnym.
A tu niespodzianka! Nic nie boli, nic nie strzyka, ani pół zakwasu.
Ku mojemu zdziwieniu bolesności nie odczuwałam żadnych, ale
czułam się bardzo zmęczona. Mimo dobrego snu, organizm informował mnie jednak,
że dostał nieźle w kość dzień wcześniej i potrzebuje odpoczynku. Dałam mu go,
dzień spędziłam raczej na siedząco i rozważałam…
Co dalej?
Kilka startów na ten rok mam już zaplanowanych, ale
potrzebuję czegoś więcej.
Jakiegoś celu, projektu, do którego będę mogła powoli dążyć…
Przecież kolejny półmaraton nie da mi już aż takiego
zastrzyku emocji…
Maraton?
To dopiero muszą być wrażenia na mecie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz